Biała Podlaska 1941-1942, Teren getta, Część czwarta, „Opowiadanie naocznego świadka Władimira Shatzmana”

 

Biala Podlaska, 1940-1942
Na zdjęciu, Benedykt Kraskowski (po lewej) z Żydami z getta: Mojsze Lichtenbojm (drugi od lewej), Dzili Kajdenbaum (stoi czwarty od lewej), Jankiel Brodacz (stojąca, szósty od lewej), Icchak Kaner (stojąca, siódmy od lewej), Josef Edelsztajn (stojąc w długim szeregu, dziewiąty od lewej), Szimszon Esztman (stojąc w długim rzędzie, drugi od prawej), Mojsze Kajdenbaum (stojąc w długim rzędzie, na z prawej), Zilia Gutenberg i Hirsz Szulman (para młodych ludzi w prawym górnym rogu - w lewo iw prawo), Cuker (po prawej), Aszer Kajdenbaum (drugi od prawej) i Jehoszua Kajdenbaum (lewy dolny).

- Źródło:
https://www.infocenters.co.il/gfh/notebook_ext.asp...
https://pl.wikipedia.org/wiki/Benedykt_Kraskowski
https://righteous.yadvashem.org/?search=Benedykt%20Kraskowski&searchType=all&language=en&itemId=4015833&ind=0

Biała Podlaska 1941-1942, Teren getta, „Opowiadanie naocznego świadka Władimira Shatzmana” 

Wstęp

Część pierwsza

Część druga

Część trzecia

Część czwarta

Część piąta

Część szósta (zakończenie)


Część czwarta

+++
„Następnego dnia poszedłem już do Dębińskiego. Dębiński mieszkał w pobliżu, ożenił się, można powiedzieć z jedną Hają. Bardzo miła kobieta, ładna i dobrego serca. A sam Józef Dębiński to twardy facet, pracowity, żołnierz Wojska Polskiego. Miał bardzo ciekawą biografię. Jak już mówiłem ożenił się z Hają. Haja była bogata i mieszkała nie na terytorium getta a na ulicy Piłsudskiego.
+++
Była bogata bo jej ojciec posiadał duży dom, dwupiętrowy, miał zakład fotograficzny, był fotografem i miał też własne kino. Tak więc do wybuchu wojny, musiał być majętnym człowiekiem. I chyba część tego bogactwa nadal mu pozostała, domu mu nie odebrali. W kinie Niemcy zrobili sobie koszary. Tam się zakwaterowali od września 1939 aż do wybuchu wojny z ZSRR. I kiedy Niemcy zaczęli walczyć na froncie, koszary stały puste. Stały tam niemieckie piętrowe łóżka z materacami i poduszkami nadziewanymi słomą i papierem. Było już zimno, kiedy zaprowadzono mnie na nocleg w tych koszarach. Zakopałem się w te materace, wziąłem ich kilka i wyspałem się. Haja była wykształconą kobietą, taką uduchowioną. Józef Dębiński pochodził z Wołożyna i prawdopodobnie też miał bogatego ojca. Miał swój sklep.
+++
Rano odpiłowaliśmy jedno piętro łóżka - były piętrowe. Zabraliśmy materac, poduszkę nadziewaną słomą i zanieśliśmy do domu modlitewnego. Musiałem przecież na czymś spać. Nawet tam ludzie mieli swoje łóżka. Pomyślałem, że mam nawet lepsze łóżko niż te, na których spali inni. Moje było z materacem. Zacząłem, można powiedzieć, przejmować nieruchomość. I tak spałem tam jakiś czas. Pewnego dnia, a zwykle w ciągu dnia chodziłem do Dębińskiego, rozmawiałem z Hają, przychodzili ich przyjaciele, zagadałem się z nimi i zostałem trochę dłużej. Kiedy wróciłem do domu modlitewnego zaszło dwóch policjantów. Ja nawet nie miałem czasu, aby się odwrócić, kiedy podeszli do sąsiada obok. Czasem rozmawiałem z nim w jidysz. Zażądali okazania dokumentów. On coś im pokazał. Wcześniej mnie zapytali o dokumenty a ja pokazałem im swoją cynową blaszkę, znaczek wojskowy. Mruknąłem w odpowiedzi na ich pytania udając głuchoniemego. Zwracają się więc do mojego sąsiada i pytają czy jestem głuchoniemy. Słyszę, że on im odpowiada, że ja mogę mówić. Zrozumiałem, że ze mną koniec mój dokument to żaden dokument i czym prędzej uciekłem. Wróciłem do Dębińskiego i opowiedziałem mu, co mnie spotkało. Ten człowiek nie miał przecież pojęcia, że ja udaję głuchoniemego. Rozmawiałem z nim przecież. No i Dębiński zaprowadził mnie gdzieś do jakiegoś fotografa. Tam też spędziłem noc. Fotograf był jeńcem wojennym i zajmował się fotografią. Potem do tego fotografa przyszedł jeden z pracowników warsztatu Benedykta Kraskowskiego.
+++
Przynieśli mi kurtkę, znaleźli jakąś. Było już przecież zimno. Szylman przyszedł – powiedział -Hirsz Szylman, też jeniec, ranny na froncie, młody chłopak, z Disny (zachodnia Białoruś), pracował on jako stolarz w warsztacie Kraskowskiego. Przyszedł z Józefem Bosinem, mówi, żebym zaraz poszedł z nimi do zakładu stolarskiego Benedykta Kraskowskiego bo jego właściciel chce mnie poznać. Kraskowski to Niemiec, ale bardzo dobry człowiek. Pójdziemy tam. I poszliśmy. Jego warsztat stolarski znajdował się nieopodal ulicy Piłsudskiego, na ulicy Pocztowej numer domu 7. Budynek znajdował się poza granicami getta. Dom drewniany ale solidny warsztat stolarski. Warsztat ten prawdopodobnie należał do jakiegoś Żyda, z pewnością miał właściciela. Majątek jednak zarekwirowali i właścicielem tej nieruchomości lub dyrektorem, nie wiem kim, został Benedykt Kraskowski.
+++
Kiedy przyszliśmy do Benedykta Kraskowskiego była już godzina siódma, pracowników zakładu już nie było, już wyszli. Był tylko sam Benedykt Kraskowski i jeden z jego pracowników - Żyd Zilia Guttenberg.
+++
Kraskowski wyglądał tak: w szarej sportowej kurtce, butach, włosy czarne, krótkie, 30-parę lat, mówił po polsku, ale doskonale mówił i po niemiecku. Mieszkał wcześniej w Poznaniu - polski Niemiec. Ze Śląska. Guttenberg także był średniego wzrostu, miał niebieskie oczy, jasnowłosy, w ogóle nie był podobny do Żyda. Pracował jako stolarz. I oni pytają kim jestem. Wypytują o moją biografię, jak walczyłem i gdzie. I czuję, bliskość, czuję, że Benedykt Kraskowski to nasz człowiek. A Zilia to jego przyjaciel. Jak długo byłem w tym warsztacie, nie pamiętam, nie podniósł głosu na żadnego z pracowników, mimo że w klapie miał wpięty znaczek członka nacjonalistycznej partii ze swastyką. Opowiedział mi o walkach pod Moskwą i o Żukowie, że Żukow to bohater. Podpalił mi papierosa. Miał on odbiornik radiowy i go słuchał. Krótko mówiąc, zostałem u niego i mieszkałem w jego warsztacie przez kilka następnych miesięcy. Był to koniec października 1941 roku.
+++
Ulica Pocztowa była naprzeciwko (z tyłu budynku poczty). Właśnie kończyli pracę. On ponieważ był Niemcem oczywiście miał prawo chodzić o każdej porze nawet do 12 w nocy. Zilia prawdopodobnie miał też jakiś dokument. Mówił mi, tak przy okazji, że w 1939 roku przeprawiał się przez Bug i był w Białymstoku. Z jakiegoś powodu zaproponowali mu powrót. Nic mi nie ujawniał. Wydaje mi się jednak, że mógł wykonywać jakieś zadanie zlecone przez radzieckie organy rządowe. Możliwe, że nawet wiem jakie. Był antyfaszystą to oczywiste. I nie bez powodu powiedziano mu, aby tu wrócił musiał mieć jakiś cel. Wypełniał jakieś zadanie.
+++
On niczego nie ujawniał a ja też nie pytałem. Ale jak on mi pomagał i jak traktował pracowników. Przychodzili do niego wszyscy Żydzi podczas obław i ukrywali się na terenie jego warsztatu. Warsztat przecież był ogrodzony. I na jego terytorium ukrywały się dziesiątki Żydów, nie tylko ja jeden. Ja tam zostawałem oni kończyli dzień pracy a ja zostawałem w warsztacie, zamykali mnie tam od zewnątrz. Przynosili mi jedzenie jak i innym pracownikom i samemu Kraskowskiemu przynosili kanapki z kiełbasą a on mi je oddawał. Żona mu przygotowywała śniadanie a on mi je oddawał. Żona oczywiście nie wiedziała o moim istnieniu. Kiedyś zaprowadził mnie do swojego domu podczas gdy żony nie było. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek jej o mnie opowiadał. Widziałem ją, ale z nią nie rozmawiałem. Myślę, że jednak jej o mnie nic nie mówił. Był wspaniałą postacią. W stu procentach zasłużył on na tytuł Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. To był swojak, antyfaszysta i przyjaciel Żydów. Prawdziwy przyjaciel.
+++
Chcę złożyć wniosek o przyznanie mu tytułu Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata. On na to zasługuje. Należy mu się ten tytuł .... On sam był z Poznania a dokładnie skąd nie wiem. Nie znam jego dokładnej biografii. Jedyne, co powiedział to, to, że ma ponad trzydzieści lat. Powiedział mi też, że był w Białymstoku a potem mógł z tamtąd wrócić. Nie wypytywałem go dlaczego i jak. Rozumiem, że zaproponowano mu powrót, zdawałem sobie sprawę, że wypełnia jakieś powierzone mu zadanie. Mimo, że Polska Partia Komunistyczna została rozwiązana wiem, że on kiedyś był jej członkiem. I Zyga był też członkiem partii komunistycznej. Ale partię komunistyczną rozwiązano w 1938 roku. Dobrze, że został wysłany dobrze, że taki człowiek znalazł się tu, lepiej tu niż w Związku Radzieckim.
+++
Krótko mówiąc, byłem tam. Spałem tam na trocinach obok pieca, piękny miały zapach, piękny. Wspaniała pościel, choć ani poduszki ani prześcieradeł nie miałem, spałem na samych trocinach. Gazety mi przynosili. Często zachodził tam Dubiński bo mieszkał blisko. Czułem się gościem. Pewnego dnia przyszli Niemcy, tam w pobliżu znajdowało się gestapo. I jeden z oficerów zauważył ślad, wgniecenie na trocinach na których spałem, dopuściłem się bałaganiarstwa nie wyprostowałem tego. Zapytał co to za ślad, kto tu nocował. Benedykt Kraskowski odpowiedział, że jakiś robotnik pracował dłużej a ponieważ była już godzina policyjna, postanowił zostać tu na noc. ”

0 Komentarze

Prześlij komentarz

Dodaj komentarz (0)

Nowsza Starsza