Biała Podlaska 1941-1942, Teren getta, Część druga, „Opowiadanie naocznego świadka Władimira Shatzmana”

 

okupacja, Ul. Brzeska, Biała Podlaska, 1940-1942


Getto w Białej Podlaskiej, róg ulicy Grabanowskiej (obecnie Moniuszki) i Wąskiej, 1940-1942 rok


okupacja, Plac Wolności, Biała Podlaska, 1939-1942


Teren getta, Biała Podlaska, 1939-1942


Teren getta, Biała Podlaska, 1939-1942


Teren getta, Biała Podlaska, 1939-1942


Teren getta, Biała Podlaska, 1939-1942


okupacja, Cmentarz żydowski, Biała Podlaska, 1939-1942


okupacja, Cmentarz żydowski, Biała Podlaska, 1939-1942


"naoczny świadek Władimirz Shatzman", 1944
https://www.facebook.com/.../a.449715925.../5339118786161682

Biała Podlaska 1941-1942, Teren getta, „Opowiadanie naocznego świadka Władimira Shatzmana” 

Wstęp

Część pierwsza

Część druga

Część trzecia

Część czwarta

Część piąta

Część szósta (zakończenie)


Część druga

+++
„Przychodzili do niego klienci, Żydzi co prawda nie mogli jeździć rowerami ale Polacy tak. Naprawiał on więc te rowery Polakom. Przychodzą klienci a ja tam siedzę jak sowa. Po polsku nie umiem mówić a warsztat mały. Szczególnie przeżywała to jego siostra. Pierwszą noc spędziłem tam na jakimś strychu, ale potem nie chcieli mnie dłużej trzymać. Co prawda umyli mnie. Pamiętam, że kobiety pomogły mi się umyć. Dały mi czystą bieliznę. Oczywiście też nakarmiły. Potraktowały, jak swojaka. Pamiętam, że dziewczyny wiedziały kim jestem, że uciekłem z niewoli, że najwyraźniej obiad mi się nie spodobał. Chodzi o to, że więziono mnie miesiąc i dwadzieścia dni i ani razu tam nie uśmiechałem się. Nie było mi do śmiechu. A dziewczyny zwracały na mnie uwagę, byłem w końcu młodym facetem.
+++
Zaprowadzili mnie do fryzjera. Ostrzygli i ogolili. Boją się jednak zakwaterować mnie u siebie, zwłaszcza siostra. Powiedzieli o mnie polskim jeńcom wojennym, Żydom, którzy służyli w wojsku polskim od początku wojny. Walczyli w wojsku polskim, byli ranni, a z dnia na dzień stali się obywatelami ZSRR, ponieważ pochodzili z zachodniej Białorusi z Grodna, Wołożyna, które do września 1939 należały do Polski. Na podstawie umowy z Niemcami, obywateli z tych terenów uznano za obywateli radzieckich. Zostali oni zwolnieni z niewoli, i mieli wrócić do swoich domów w Grodnie i Wołożynie. Niestety nie zdążyli bo wybuchła wojna. Wśród nich był też przedstawiciel ZSRR do spraw repatriacji w Białej Podlaskiej. Jak i pozostali nie zdążył on wyjechać zanim zaczęła się wojna i pozostał w Białej Podlaskiej.
+++
I takich dwóch przyszło do Dagotera, najwyraźniej to on im o mnie opowiedział. Przyszedł Józef Boszin i Lewin z Grodna. Boszin pracował jako mechanik. Obaj mieszkali w getcie. Ale pracowali poza granicami getta. Wszyscy, którzy pracowali, robili to poza granicami getta.
+++
Stało się jasne, że nie mogę u Dagotera zostać dłużej. Wszyscy więc zaczęli snuć plany, co ze mną zrobić. Być może wysłać mnie do getta w Warszawie, gdzieniegdzie mówiono o mordowaniu Żydów. Krążyły słuchy, że byli rozstrzeliwani i torturowani. A, że mieli znajomych w warszawskim getto, dlatego też pomyśleli, żeby właśnie tam mnie wysłać. Tam było dużo większe getto w którego tłumie mógłbym się rozmyć.
+++
Tak też obowiązek uratowania mnie wzięli na siebie ci żołnierze, przemawiała za tym żołnierska przyjaźń. Rodzin swoich nie mieli. Padło na Józefa Boszina i Lewina. Zapamiętałem Józefa Boszina jako typowego Żyda takiego jak Niemcy rysowali na obrazkach, młody, zdrowy, masywny z długim nosem. Mimo wszystko prezentował się niezwykle przystojnie i zapamiętałem go jako wyjątkowo przystojnego mężczyznę.
+++
Po ukończeniu szkoły wyższej próbowałem odszukać go w Grodnie. Myślałem, że go znajdę. Był dla mnie jak rodzony brat. Niezbyt przystojny ale miał złote serce i pewnie dlatego wydawał mi się pięknym. I takim pozostał w mojej pamięci.
+++
Najpierw dali mi oni stary żołnierski płaszcz – żołnierza wojska polskiego. Podobne płaszcze noszone tam były przez wielu. Jednakże miały one pozaszywane orzełki na guzikach. Oni też je nosili ale mogli ich nie nosić. Dla mnie natomiast stanowiło to swego rodzaju przebranie. Mogłem czuć się bezpiecznie bo wyglądałem na polskiego żołnierza.
+++
Tak też dali mi on ten stary płaszcz a także numerek jaki dostawali jeńcy polscy w niewoli. Taka odznaka z cyny znajdująca się wewnątrz płaszcza a więc swego rodzaju dokument. Żaden to certyfikat ale zawsze coś. Już mogą bez obawy chodzić po ulicach być ich kompanem.
+++
Wzięli mnie pod swoją opiekę, zadbali o mnie, roztoczyli nade mną swój patronat. Nie tylko oni ale też wszyscy polscy przyjaciele - żołnierze. I to dzięki nim mogę tu siedzieć dzisiaj.
+++
Białą Podlaskę dzieli niewielka odległość od Brześcia i oni opowiadali mi o obronie twierdzy brzeskiej, jak bohatersko walczyli. Już wtedy słyszałem o tym pogłoski. Widzę, że u Dagotera dłużej być nie mogę. Już chcę odejść. Wspominałem, że chcieli mnie oni wysłać do getta w Warszawie albo jeszcze gdzieś indziej. Byłem u Dagotera kilka dni i kiedy przyszli polscy żołnierze zaraz z nimi poszedłem, wzięli mnie ze sobą.
+++
Udaliśmy się do szpitala. Jeden z tych jeńców pracował jako sanitariusz w szpitalu. I na nocleg przyprowadzili mnie pomiędzy chorych na tyfus. I tak spędziłem noc. Żadną chorobą na szczęście się nie zaraziłem. Ale na kolejną nocy ten sanitariusz zostać mi już nie pozwolił. Poszliśmy więc ze szpitala a ze mną i Boszin i Lewin. I oni wpadli na pomysł, żeby pójść na cmentarz żydowski. A tam do jego opiekuna. Spróbujemy przekonać tego stróża, żeby zajął się tobą – powiedzieli i poszli ze mną do tego stróża.
+++
Stróż, cóż, to bardzo ubogi Żyd z brodą. Tam na tym cmentarzu miał malutki domek w którym mieszkał wraz z żoną i córką. I oni uradzili tak ze mną zrobić. Mam przestać mówić i udawać głuchoniemego, rannego na froncie będącego w szoku człowieka, któremu trudno przebywać wśród ludzi. Spać będę na strychu a schodzić na dół tylko na posiłki. Moi towarzysze obiecali za mnie zapłacić. Zgodziłem się i zamieszkałem u stróża na strychu. Miałem ze sobą książkę Dostojewskiego - Bracia Karamazow, którą dostałem od Dagotera, oczywiście w języku rosyjskim, żeby się nie nudzić. I czytam tych Braci Karamazow na poddaszu. Po jakimś czasie ugotowali obiad – ziemniaki. Córka stróża wspięła się po drabinie na strych i woła, żebym szedł jeść. Ja oczywiście udaję, że nic nie słyszę. Pokazuję, że musi to mi napisać. W języku jidysz potrafię i czytać i pisać. Napisała, że powinienem iść jeść są gotowane ziemniaki. Schodzę na dół i jem. Chcę wrócić na strych ale ona mówi pokazując na strych, żebym tam nie szedł, żebym został na dole. I ja posłuchałem. Pozostałem. A co mam robić? Wziąłem więc ponownie swoją książkę - Bracia Karamazow. Ona w tym czasie podeszła od tyłu podejrzeć co ja takiego czytam. No i gospodarze – stróż i jego żona też patrzą co ja czytam. Córka mówi on czyta rosyjską książkę. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że dłużej nie będą się oni mną zajmować. Zrobiłem wielki błąd, że czytałem tę książkę. Krótko mówiąc już wieczorem powiedział Boszinowi i Lewinowi, żeby mnie zabierali od niego bo on dłużej mnie trzymać nie zamierza. Poczuli, że stanowię zagrożenie. I wszyscy troje odeszliśmy. A właśnie zaczynała się godzina policyjna. Żydzi po godzinie 19 tej nie mieli już prawa wychodzić z domów, Polacy po 21. Józef Boszin beszta mnie – musiałeś czytać tę książkę. I co teraz mają ze mną zrobić. Ja mówię – dziękuję pójdę sobie poza granice miasta. Przeniosę się w stronę frontu i że za wszystko im dziękuję. On mówi, nie spiesz się - trzeba pomyśleć. Jesteśmy jeszcze na tym cmentarzu i podchodzimy do jednego z grobów. Taka murowana budowla, jakby ogródek cmentarny, pewnie jakiegoś rabina, bo murowany i z blaszanym dachem. Wchodzimy do środka krypty. Jest noc. Mówię im - oto mój dom, ja tu zostaję na noc. I oni odeszli, a ja zostałem w tej krypcie. Rozejrzałem się wokół jest mały stryszek. Wszedłem na ten stryszek a tam księgi religijne. W większości zbutwiałe sama zgnilizna.
+++
W tej krypcie nie sposób był stać, leżeć czy siedzieć. Ja jednak dostosowałem się. Zakopałem się w starych książkach i rozgrzałem. Nie miałem palta tylko ten żołnierski płaszcz ale zagrzałem się i zasnąłem. Następnego dnia rano obudził mnie krzyk. Jakiś chłopiec przyszedł do grobowca i krzyczy Wouw! To znaczy Władimir w jidysz. Wychyliłem głowę. Nie wiedział, że tam będę ale przypuszczał. Przyniósł mi bochenek chleba i butelkę z herbatą. Wieczorem przyszli już do mnie jacyś polscy jeńcy wojenni. Inni. Moi znajomi im o mnie opowiedzieli. Przynieśli mi 200 zł, 200 gram masła, papierosy prawdopodobnie ze sto a także bochenek chleba i butelkę herbaty. Byli to polscy jeńcy wojenni pamiętam nazywali się Dubiński i Katz. Dubiński pochodził z Wołoszyna a Katz z Głębokiego. Oni także pochodzili z zachodniej Białorusi i byli więźniami getta, wszyscy Żydzi przebywali w getto. Byli też tacy, którzy mogli mieszkać poza gettem ale w większości Żydzi mieszkali tylko w getto. Mieszkali w mieszkaniach. W większości kawalerowie. Niektórzy zamieszkali wraz z tamtejszymi kobietami. Można powiedzieć, że planowali żeniaczkę. Nie wiem, jak potoczyłyby się ich dalsze losy gdyby przeżyli. Jest to mało prawdopodobne, aby przeżyli w końcu wszystkich Niemcy wymordowali. Tacy jak ja, którzy ocaleli to jednostki dlatego teraz mogę o tym opowiedzieć. ”

0 Komentarze

Prześlij komentarz

Dodaj komentarz (0)

Nowsza Starsza